Kolejny “staroć” współczesnego kina rosyjskiego, czyli Превращение (Przemiana), Walierieja Fokina. Genialna ekranizacja jednego z najbardziej znamiennych utworów Franza Kafki; nowela ta jest dla mnie jednym z kilku największych dzieł światowej literatury, a Fokin stworzył iście kafkowski film. Jak na ironię, obejrzałem Przemianę dokładnie w dniu, w którym porządkowałem dwa terraria z karaczanami madagaskarskimi i argentyńskimi, usuwając wylinki, odchody i martwe owady… Dobry “prolog”…
Jakkolwiek literacki pierwowzór zawsze będzie bił na głowę wszelkie adaptacje (łącznie z tymi komiksowymi, które przeglądałem w praskich księgarniach, mieszkając nad Wełtawą), to jednak fenomenalna rola główna Jewgienija Mironowa oraz mistrzowskie zdjęcia, czynią z dzieła Fokina coś, nad czym nie tylko warto, ale i trzeba się pochylić. Reżyser zapewne chciał być wierny oryginałowi Kafki, albowiem film jest bardzo ascetyczny w formie i fantasmagoryczny z właściwą kafkowską, mglistą grozą, podszytą strzępami heideggerowskiego drżenia.
Niełatwo jest zagrać… owada obdarzonego świadomością grozy transformacji jaka się dokonała. Naturalizm, z jakim Mironow odtworzył postać Gregora (o ile możemy mówić o naturalizmie w sytuacji, kiedy budzimy się z koszmaru i stwierdzamy, że mamy pancerz, kilka par odnóży i jesteśmy przerażająco bezradni) jest po prostu mistrzowski.
Dla tych, którzy są tuczeni amerykańskim shitem fabularnym, Przemiana będzie nudna, a może i mało zrozumiała. Na szczęście jednak nie jesteśmy karaluchami, żywiącymi się tartą marchewką, przygniłymi jabłkami i innym odpadem. Polecam!
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=6F5bRrzDuFQ]
PS: klik na grafikę = Przemiana, Franza Kafki w tłum. Juliusza Kydryńskiego, z rysunkami Andrzeja Płoski.
Notabene; warto wspomnieć, iż “Sanatorium pod Klepsydrą” Schulza również nie miało zbyt wytrwałych odbiorców. Pamiętam to po seansie. Choć książka i film to niezła perełka dla pobudzenia psychiki.
Pozdrowienia ślę 🙂
Oj, z “Sanatorium…” masz absolutną rację! To podobnie symptomatyczne dzieło, pełne mglistych obrazów. Has perfekcyjnie namalował świat(y) Schulza [nie wiem czemu, ale Schulz zawsze kojarzył mi się z sepią i odcieniami szarości…] i nadał ruch owym światom w poszczególnych kadrach…
W podobny sposób odbieram Bergmana, gdy czytam jego własne scenopisy, scenariusze, etc. Styk: słowo pisane-obraz filmowy, to zawsze fascynująca materia… Ale nie w Polsce. Tutaj królują monumenty-maszkary, wydarte byle jak z “lektur szkolnych”… Zagłoby, szlachcice, Zosie, Tadeusze, subiekci, ziemianie… Rzygowiny biało-czerwonej literatury ku pokrzepieniu serc (jak wiejskie widoczki Wyspiańskiego… “krowa, chłopka i polskie, nasze niebo…”), w których po kolana brodzili Hoffman, czy Wajda… Patriotyczny shit niemożliwy do strawienia poprzez książkę jak i kamerę…
Aż mi się chce wyjść z kina, proszę pana… I wychodzę…